Troska o dorosłe dzieci niejednej matce spędza sen z powiek. Jak mówi powiedzenie „małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot”. Ale czy na pewno tak jest? Czy te problemy nie są w wielu sytuacjach wyolbrzymione? I czy matka nie jest nadmiernie zaabsorbowana życiem swoich dzieci, zamiast po prostu żyć swoim?
Tymczasem matki muszą być wolne – znowu tak wolne, jak w czasie swego panieństwa, zanim zostały matkami. Macierzyństwo jest nadzwyczaj ważną i nieodzowną fazą ludzkiej egzystencji […]. Lecz przy żadnym doświadczeniu nie można spędzać całego życia.
Prentice Mulford
Kochaj i nie kontroluj
Matki (ojcowie również) myślą, że kochają swoje dzieci, a często najbardziej kochają w nich swoje własne oczekiwania. Jeśli dzieci nie spełniają ich oczekiwań i nie pozwalają się urobić stosownie do ich życzeń, wtedy zaczyna się problem. Matki często martwią się, że dzieci marnują sobie życie, że popełniają błędy, których będą potem żałować, że nie tak powinna wyglądać ich przyszłość, jak sobie poradzą, kiedy ich zabraknie etc. I co najgorsze próbują wywierać nacisk, doradzać, często na siłę. Jeśli te próby „pomocy rodzicielskiej” spotkają się z dezaprobatą, pojawia się u matek żal, rozczarowanie i frustracja.
Tymczasem to jest ich życie. Matka spełniła swój obowiązek. Zapewniła opiekę i kontrolę nad swoim dzieckiem do momentu, w którym dorosło ono do wszystkich potrzeb i wymagań życia. Teraz przyszedł czas, aby dziecko radziło sobie samo. Takie postrzeganie może pomóc matce zdystansować się i odpuścić. Redukuje poczucie odpowiedzialności za swoje dorosłe dzieci. Matka może powiedzieć: „Ja swoje już zrobiłam. Wykonałam kawał dobrej roboty, ale nie będę tego ciągnąć w nieskończoność”. Takie nastawienie pozwala się uwolnić i skupić na sobie.
Amisze, którzy słyną z wielodzietnych rodzin, mają bardzo ciekawą zasadę wychowawczą, którą od pokoleń stosują w swojej społeczności. Otóż, rodzice nigdy nie udzielają rad swoim dorosłym dzieciom, chyba że te same zwrócą się do nich o pomoc. Zakłada się, że dzieci, które weszły w dorosłość same potrafią odróżnić dobro od zła i samodzielnie podejmować wybory. Jeśli przez 18 lat nie opanowały tej umiejętności, nic im już nie pomoże i wszelkie porady są tutaj bezcelowe.
Kochaj, ale nie pozwól się kontrolować
Nie tylko matki próbują kontrolować swoje dzieci, ale bywa też na odwrót. Dorosłe dzieci często mają tendencję do werbalnego lub pozawerbalnego wskazywania swym matkom ich miejsc w życiu. Sugerują, dają do zrozumienia, a czasem mówią wprost co matka powinna, a czego nie powinna robić (np. czy powinna wyjść powtórnie za mąż, czy powinna sprzedać mieszkanie, czy oddać pieniądze dzieciom, przepisać to i owo, czy wypada jej zachowywać się tak czy inaczej itd.)
Ta subtelna lub mniej subtelna forma psychicznego nacisku jest szczególnie silna, jeśli płynie jednocześnie od wielu bliskich osób. Jeśli dwoje lub troje dzieci wywiera na matce określoną presję, prawie zawsze udaje im się osiągnąć zamierzony rezultat. Wiele dzieci w sposób świadomy lub podświadomy niekiedy skazuje swoje własne matki na powolną wegetację:
„…matka starzeje się i wycofuje powoli z czynnego życia. W domu […] jest jej miejsce. Tam – na wypadek choroby lub innego jakiegoś zdarzenia w rodzinie, może być jeszcze pożyteczną – może być opiekunką, pielęgniarką, „aniołem stróżem”. Przez jednoczesne działanie takiego uczucia w swym otoczeniu niejedna matka traci swe przywileje, jako jednostka i działa tak, jak chcą tego nieświadomie jej dzieci.” Prentice Mulford
Pomyśl o sobie!
Matka potrzebuje wytchnienia i regeneracji po okresie, który był poświęcony dzieciom. Czas trwania tego odpoczynku powinien był proporcjonalny do czasu, siły i ogromu pracy, które były potrzebne do wychowania potomstwa. W tym czasie matka powinna być wolna od swych dorosłych dzieci. Oczywiście utrzymywanie kontaktów z dziećmi czy wnukami jest jak najbardziej pożądane, ale na zdrowych zasadach. Jeśli w relacje wkrada się powinność, roszczeniowość czy presja psychologiczna, to zaczyna to być relacja niezdrowa.
Nie utrzymuj swoich dorosłych dzieci
Ptaki wywabiają z gniazd dorastające pisklęta, gdy tylko nauczą się latać. Gdyby chciały zatrzymać je w gnieździe na dłużej, zrobiłyby im tym niewysłowioną krzywdę – niewyćwiczone skrzydła zamiast wprawiać się w locie, zmarniałyby do reszty. Podobnie jest w przypadku ludzi.
Jeśli dorosłe dzieci przez długie lata zostają przy matce otrzymując łatwą pomoc i jeżeli matka pozwala się w ten sposób wykorzystywać, cierpią jednakowo obydwie strony.
Matka okrada samą siebie z nowego życia, które mogłaby wieść, gdyby tylko sobie na to pozwoliła. Tym samym uzależnia się ona w mniejszym lub większym stopniu od swoich dzieci do końca swoich dni.
Dziecko z kolei wykształca w sobie wyuczoną bezradność, co uniemożliwia mu pójście w świat i samodzielne podjęcie walki o byt. Dzieci, które zbyt późno opuszczają rodzinny dom, mają skrzydła już niezdolne do samodzielnego lotu. Moment zdobycia niezależności został przegapiony, stracony na zawsze. Zamiast władczo i pewnie spełniać ambitne cele, tkwią zwykle w najgorszej pracy za najmniejszą płacę złorzecząc na okrutny los. A matki martwią się o nie i pomagają, pomagają, pomagają.
Szanuj samą siebie
Matka powinna dążyć do tego, aby dzieci nie tylko ją kochały, ale przede wszystkim podziwiały. Dlatego jej ambicje nie powinny się kończyć na misji wychowania dzieci, ale sięgać wysoko w górę ku coraz to dalszym celom.
Matka, która staje się pielęgniarką, służącą czy niańką dla swoich dorosłych dzieci sama się degraduje do poziomu bezlitośnie wyzyskiwanego niewolnika. Właśnie poprzez utratę szacunku do siebie samej jest tak często lekceważona przez swoje dorosłe dzieci.
„Matki, które się same tak głęboko poniżają, by, jak myślą, przynieść pożytek swym dzieciom, zwykle często pokutują za ten błąd! Kto daje się zawsze powodować innym, wyrzeka się swych własnych skłonności i dążeń, by stać się cudzym echem, kto żyje tylko obcymi życzeniami, traci coraz bardziej prawo do rozporządzania sobą. – Wchłania on w siebie tyle cudzych myśli, że staje się częścią innych ludzi, narzędziem, które słucha automatycznie niemej woli otoczenia. Człowiek taki staje się wykopaliskiem, zniża się do bezradnej usłużności, coraz bardziej traci zdolność do jakiegokolwiek czynu […]- toleruje się go więcej, niż kocha.” Prentice Mulford
Takie postępowanie prowadzi do tego, że matki nieustannie zamartwiają się życiem i problemami swoich dzieci. Być może dzieje się tak dlatego, że często nie mają swojego własnego życia. Wszystkie ich myśli i działania skupiają się wokół tego, co myślą, mówią czy robią ich dzieci.
Z kolei świadomość braku poszanowania ze strony dzieci, staje się toczącym od wewnątrz robalem, który żeruje w najszlachetniejszych głębiach matczynej duszy.
Zaakceptuj i ufaj
Na koniec fragment „O dzieciach” z mojego ulubionego „Proroka” Khalila Gibrana. O tym jak tolerancja i akceptacja w stosunku do dzieci, a także ufność w boską opiekę pozwala zaoszczędzić matce wielu zmartwień:
Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi.
Są synami i córkami Życia, które pragnie istnieć.
Przychodzą przez was, ale nie od was
I chociaż są z wami, nie są waszą własnością.
Możecie dać im miłość, lecz nie myśli.
One mają swe własne myśli.
Możecie gościć ich ciała, ale nie dusze.
Ich dusze zamieszkują w domu przyszłości, do którego nie macie wstępu nawet w swoich snach.
Możecie starać się być jak one, lecz nie próbujcie czynić ich podobnymi do was, gdyż życie się nie cofa i nie zatrzymuje na dniu wczorajszym.
Jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci, jak żywe strzały wyleciały naprzód.
Łucznik widzi ten znak na ścieżce wieczności i nagina was swą siłą tak, by Jego strzały leciały szybko i daleko.
I bądźcie radzi ręce Łucznika, bo kocha On strzałę, która wzlatuje, ale tak samo kocha łuk, który jest opoką.
Źródło: Prentice Mulford “Przeciw śmierci”
Jakbym czytała o sobie. Świetnie napisane i takie prawdziwe. Czas, żeby wreszcie pomyśleć o sobie, a nie spełniać ciągłe zachcianki i wymagania dzieci i wnuków. I wdzięczności za to żadnej, tylko bo nam się należy.
Pani Tereso, jak to trafnie ujął Mario Puzo w jednej ze swoich książek o mafii “Wdzięczność jest najmniej trwałą z ludzkich cech, dlatego trzeba wciąż dawać nowe prezenty”.
Mocne, ale bardzo trafne. Taki kubeł zimnej wody. Brrr…